Morderczy dystans czyli "Mordownik" w Myślenicach

Sobota, 15 września 2012 · Komentarze(0)
Weekend w środku września zamierzałem spędzić w Piwnicznej Zdroju na Powerade Garmin MTB Marathon, plan jednak nieco uległ zmianie. Przez czystą nieuwagę zapomniałem wpłacić wpisowego na tydzień przed maraton. (właściwie to było jeszcze ponad tydzień ale pieniądze wysłane w piątek zostałyby zaksięgowane dopiero w poniedziałek czyli 5dni przed maraton) W związku z tym zostałbym obciążony gigantyczną dopłatą wielkości co najmniej premii prezesa PZPN za nic nie robienie. Co gorsza kompletnie nie mogłem znaleźć transportu. Na moje szczęście w tunelu pojawiło się jednak światełko. Zostałem poinformowany przez kolegę, że o rzut beretem od mojego miejsca zamieszkania zostanie rozegrana impreza na orientację o wdzięcznej nazwie "Mordownik". Pomyślałem, czemu nie ? Studenckie wakacje dobiegają końca i najlepiej wykorzystać każdy wolny, ciepły weekend. Szybka decyzja o zgłoszeniu, niskie wpisowe i oczekiwanie na sobotę ; )
Piątkowy wieczór spędziłem na przygotowaniach do imprezy, kompletnie nie wiedziałem czego mogę się spodziewać więc zaopatrzyłem się w batony przyklejone do ramy, 3 dętki oraz rzeczy, które zalecane aby mieć przy sobie: kompas, koc NRC, opatrunki itp.
15 września był chłodnym dniem, mimo wszystko zaufałem prognozom, które zapewniły o słonecznym dniu i założyłem krótkie spodenki (trafny wybór).
Makaron i za 20minut byłem na miejscu. Kilka minut przed 8 każdy zawodnik otrzymał mapy, na których zaznaczone były punkty kontrolne (PK) i to właśnie one były priorytetem - nie czas. Trasa zakładała 100km i 14PK. Dodam może jeszcze, że godzinę wcześniej wystartowali biegacze na dystansie 50km.
Jako, że byt to mój debiut w rajdzie na orientacje postanowiłem nawiązać współpracę z jakąś grupką aby nie zostać samemu w lesie co mogło być nie fajne, bo ostatni zawodnicy dojeżdżali do mety nawet o 22:00, a przecież w lesie widoczność już o 18 jest bliska 0. (miałęm latarkę na wszelki wypadek).
No więc, zrobiłem tak jak napisałem. Po kilku kilometrach zobaczyłem 2 zawodników - mieli kompasy, mapy na statywach, jednym słowem wiedzieli o co chodzi w tym wszystkim. Dołączyłem nie mają innego wyboru i zaczęliśmy poszukiwania punktów kontrolnych. Właściwie oni mieli już 1 zdobyty ; ) Obaj panowie (Piotrek i Maciek) byli z Cieszyna, a jeden z nich jak się potem okazało ma nie lada osiągnięcia w biegach na orientacje. Na pierwszym bufecie tj. na szczycie góry Lubomir (904m npm.) około 20 kilometra z trójki zrobiła się czwórka, bo dołączyła Sabina również biegaczka z osiągnięciami porównywalnymi do Lance Armstronga. Przez następne kilometry wszyscy współpracowaliśmy. Znakomita nawigacja Maćka i Sabiny sprawiły, że zostawiliśmy za sobą wielu zawodników. Ja jedynie mogłem się przypatrywać i uczyć. Po dojeżdżaniu w okolice PK wszyscy 4 zostawialiśmy rowery i przeszukiwaliśmy las w poszukiwaniu kartki z perforatorem. Czasem trwało to krótko, a czasem dłużej. I mimo, że punktów było 14 to znalezienie każdego po kolei powodowało wybuch euforii.
Całą trasę można podzielić na 2 części. 1 lasy, góry, teren. 2. pagórki i asfalt. Dojeżdżamy do 2 bufetu na 90km i ku naszemu zaskoczeniu słyszymy, że jesteśmy pierwsza czwórką : )To dodaje nam sił (w zasadzie banany) ale fakt prowadzenia po części też. Mamy wszystkie PK (Maciek i Piotrek mają). Sabina podobnie jak ja zaczęła poszukiwania od punktu drugiego. Trochę mnie to cieszy, bo dzięki temu po 1 punkt położony nie daleko Startu/Mety nie muszę jechać sam. Panowie ze śląska jadą do mety, a my po zaległy punkt. Czas zwycięzców czyli Maćka i Piotrka to 8h 42min, ja i Sabina zjawiamy się 38minut później i okazuje się, że nikt w tym czasie nie dotarł do mety. Nie oznacza to nic innego jak 3 miejsce dla mnie i 1 (w kat. Pań) dla Sabiny. Podążając za słowami premiera Marcinkiewicza "yes yes yes". Oczywiście najfajniejsza część każdej imprezy rowerowej to posiedzenie przy posiłku, rozmowy i dzielenie się wrażeniami. Na mecie są już także biegacze (a przynajmniej wielu) więc można też posłuchać historii tych co tu dużo mówić hardkorów (50km biegiem to na prawdę wyczyn).
Organizatorzy nie zapomnieli o pucharach i pamiątkowych medalach dla wszystkich uczestników, którzy zdobyli 14PK i ukończyli trasę w 14h. Medal był równoznaczny z uzyskaniem tytuły Immortal !!!
Dystans jaki wyszedł tego dnia to 125km w czasie 9 godzin 20minut, około 2700m up. A i startowało 27 bikerów i coś ponad 50 biegaczy.
Zupełnie szczerze mogę powiedzieć, że oprócz mocnego tempa kluczem do naszego zwycięstwa była znakomita nawigacja Maćka i Sabiny, ogromny szacunek dla nich - widać było doświadczenie i umiejętności, których tylko moglem się uczyć.
Musze też przyznać, że rajdy na orientacje to świetna rzecz i może w przyszłym roku wezmę udział w czymś podobnym. Planowałem jeszcze zapisać się na Odyseję Jurajską ale nic z tego nie wyszło ; )
Sobota 15 września 2012 to był świetny dzień, a "Mordownik" znakomitą imprezą.


pozdrawiam i kilka zdjęć poniżej
1.

2.

3.

4.

5.

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa nnejt

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]