Powerade w Istebnej

Sobota, 29 września 2012 · Komentarze(0)
Sorki, że tak długo nic nie pisałem ale tak to jest jak student 1 roku przeprowadza się do miasta i próbuje wszystko ogarnąć zapominając o najważniejszym - internecie. Tak to możliwe, już 2 tygodnie żyję bez internetu choć ma się to skończyć w najbliższym czasie, w sensie internet założę ; )
No więc pokrótce postaram się coś ulepić o ostatnim maratonie w tym sezonie tj. Powerade Garmin MTB Marathon w Istebnej.
Muszę przyznać, że wyścig poprowadzony znakomitą trasą, choć nie powinienem się za bardzo wypowiadać, bo nie mogę porównać do wielu maratonów. Startowałem oczywiście na dystansie MEGA (54km). Na starcie blisko 1000 zawodników. Sama trasa już w teorii wydawała się (a jak, mega ;)) ciekawa. Jeden maraton i 3 państwa. Kolejno Polska, Słowacja, Czechy i znów Polska. Przed wyścigiem słyszałem dużo opinii, że Powerade jest dużo cięższy od Bike maratonu. Powiem szczerze, że gdyby porównać Myślenice (BikeMaraton) do Istebnej to wielkiej różnicy nie było, a powiem więcej pogoda sprawiła, że maraton pana Golonki był nawet łatwiejszy (technicznie rzecz jasna, dystans o ponad 10km dłuższy). W pamięci utkił mi pewien odcinek. Mianowicie, zaraz po wjeździe na Ochodzitę jechało się kapitalnym grzbietem górskim. Północ, Południe, Wschód, Zachód wszędzie piękne widoki i szybka nawierzchnia. Zjazdy też bardzo przystępne, jedne szybsze inne mniej ale wszystkie do zjechania. Przed startem koledzy mówili, że najlepsze będzie na końcu... ciągle tylko powtarzali, że na korzeniach będzie jazda :) No i w sumie mieli rację, bez gleby się nie obyło ; ) Ale nie ma się co załamywać, oglądałem zdjęcia i w zasadzie każdy tam leżał. Na palcach 1 ręki można by policzyć zawodników, którzy zjechali.
Na metę docieram 220/507 w OPEN MEGA i 75/124 w M2. Czas to 4h 12min 39sek.
Wynik mówi sam za siebie, maraton to fajna przygoda, którą chcę kontynuować za rok ale przez jesień i zimę trzeba się wziąć za siebie.
Z racji przeprowadzki i rozpoczęcia studiów (niełatwych) możliwości regularnych treningów rowerowych za bardzo nie ma. Planuję jednak od czasu do czasu rekreacyjną jazdę (spokojne 2-3 w tygodniu 30-100km trasy) i do tego regularne bieganie. Jogging zajmuje mniej czasu, szybciej się można ubrać, można biegać jak jest zła pogoda itp ; ) same prosy, a w dodatku mieszkam przy krakowskich błoniach więc nie pozostaje nic tylko budować formę ; )

żeby tak sucho nie było to podrzucam kilka fotek, done by BikeLife
all rights reserved, wiadomo

pozdrawiam ; )
1.

2.

3.

birth

Sobota, 29 września 2012 · Komentarze(0)
Witam serdecznie wszystkich pasjonatów dwóch kółek.
Dziś wpadłem na pomysł aby zacząć regularnie prowadzić bloga rowerowego. Głównie jest to spowodowane tym, że mam potrzebę dzielenia się wrażeniami z innymi. A po dzisiejszym Powerade Garmin MTB Maratonie jest ich bardzo dużo. Tak, impreza w Istebnej była impulsem do tego aby zacząć pisać, notować i zliczać kilometry. Ogólnie rzecz biorąc zacząć świadomy trening, a nie tylko jazdę dla przyjemności.
Przyznaję bez bicia, że kiedyś już (+/- 2 lata temu) miałem konto w serwisie bikestats ale jakoś nie wypaliło. Mam nadzieję, że to się nie powtórzy. Pomóc mi w tym może fakt, iż poznałem przyczynę tamtej dziennikarskiej klapy. I jest ona bardzo prosta. Zwyczajnie nic w moim życiu kolarskim się nie działo. Cytując Szymonbike byłem sobie tylko trzepakiem, który od czasu do czasu wsiadał na rower.
Podążając za słowami brytyjskiego zespół Keane "Everybody is changing". Moje kolarstwo też uległo zmianie.

O tym w następnych wpisach.
____________
pozdrawiam Tomek

Morderczy dystans czyli "Mordownik" w Myślenicach

Sobota, 15 września 2012 · Komentarze(0)
Weekend w środku września zamierzałem spędzić w Piwnicznej Zdroju na Powerade Garmin MTB Marathon, plan jednak nieco uległ zmianie. Przez czystą nieuwagę zapomniałem wpłacić wpisowego na tydzień przed maraton. (właściwie to było jeszcze ponad tydzień ale pieniądze wysłane w piątek zostałyby zaksięgowane dopiero w poniedziałek czyli 5dni przed maraton) W związku z tym zostałbym obciążony gigantyczną dopłatą wielkości co najmniej premii prezesa PZPN za nic nie robienie. Co gorsza kompletnie nie mogłem znaleźć transportu. Na moje szczęście w tunelu pojawiło się jednak światełko. Zostałem poinformowany przez kolegę, że o rzut beretem od mojego miejsca zamieszkania zostanie rozegrana impreza na orientację o wdzięcznej nazwie "Mordownik". Pomyślałem, czemu nie ? Studenckie wakacje dobiegają końca i najlepiej wykorzystać każdy wolny, ciepły weekend. Szybka decyzja o zgłoszeniu, niskie wpisowe i oczekiwanie na sobotę ; )
Piątkowy wieczór spędziłem na przygotowaniach do imprezy, kompletnie nie wiedziałem czego mogę się spodziewać więc zaopatrzyłem się w batony przyklejone do ramy, 3 dętki oraz rzeczy, które zalecane aby mieć przy sobie: kompas, koc NRC, opatrunki itp.
15 września był chłodnym dniem, mimo wszystko zaufałem prognozom, które zapewniły o słonecznym dniu i założyłem krótkie spodenki (trafny wybór).
Makaron i za 20minut byłem na miejscu. Kilka minut przed 8 każdy zawodnik otrzymał mapy, na których zaznaczone były punkty kontrolne (PK) i to właśnie one były priorytetem - nie czas. Trasa zakładała 100km i 14PK. Dodam może jeszcze, że godzinę wcześniej wystartowali biegacze na dystansie 50km.
Jako, że byt to mój debiut w rajdzie na orientacje postanowiłem nawiązać współpracę z jakąś grupką aby nie zostać samemu w lesie co mogło być nie fajne, bo ostatni zawodnicy dojeżdżali do mety nawet o 22:00, a przecież w lesie widoczność już o 18 jest bliska 0. (miałęm latarkę na wszelki wypadek).
No więc, zrobiłem tak jak napisałem. Po kilku kilometrach zobaczyłem 2 zawodników - mieli kompasy, mapy na statywach, jednym słowem wiedzieli o co chodzi w tym wszystkim. Dołączyłem nie mają innego wyboru i zaczęliśmy poszukiwania punktów kontrolnych. Właściwie oni mieli już 1 zdobyty ; ) Obaj panowie (Piotrek i Maciek) byli z Cieszyna, a jeden z nich jak się potem okazało ma nie lada osiągnięcia w biegach na orientacje. Na pierwszym bufecie tj. na szczycie góry Lubomir (904m npm.) około 20 kilometra z trójki zrobiła się czwórka, bo dołączyła Sabina również biegaczka z osiągnięciami porównywalnymi do Lance Armstronga. Przez następne kilometry wszyscy współpracowaliśmy. Znakomita nawigacja Maćka i Sabiny sprawiły, że zostawiliśmy za sobą wielu zawodników. Ja jedynie mogłem się przypatrywać i uczyć. Po dojeżdżaniu w okolice PK wszyscy 4 zostawialiśmy rowery i przeszukiwaliśmy las w poszukiwaniu kartki z perforatorem. Czasem trwało to krótko, a czasem dłużej. I mimo, że punktów było 14 to znalezienie każdego po kolei powodowało wybuch euforii.
Całą trasę można podzielić na 2 części. 1 lasy, góry, teren. 2. pagórki i asfalt. Dojeżdżamy do 2 bufetu na 90km i ku naszemu zaskoczeniu słyszymy, że jesteśmy pierwsza czwórką : )To dodaje nam sił (w zasadzie banany) ale fakt prowadzenia po części też. Mamy wszystkie PK (Maciek i Piotrek mają). Sabina podobnie jak ja zaczęła poszukiwania od punktu drugiego. Trochę mnie to cieszy, bo dzięki temu po 1 punkt położony nie daleko Startu/Mety nie muszę jechać sam. Panowie ze śląska jadą do mety, a my po zaległy punkt. Czas zwycięzców czyli Maćka i Piotrka to 8h 42min, ja i Sabina zjawiamy się 38minut później i okazuje się, że nikt w tym czasie nie dotarł do mety. Nie oznacza to nic innego jak 3 miejsce dla mnie i 1 (w kat. Pań) dla Sabiny. Podążając za słowami premiera Marcinkiewicza "yes yes yes". Oczywiście najfajniejsza część każdej imprezy rowerowej to posiedzenie przy posiłku, rozmowy i dzielenie się wrażeniami. Na mecie są już także biegacze (a przynajmniej wielu) więc można też posłuchać historii tych co tu dużo mówić hardkorów (50km biegiem to na prawdę wyczyn).
Organizatorzy nie zapomnieli o pucharach i pamiątkowych medalach dla wszystkich uczestników, którzy zdobyli 14PK i ukończyli trasę w 14h. Medal był równoznaczny z uzyskaniem tytuły Immortal !!!
Dystans jaki wyszedł tego dnia to 125km w czasie 9 godzin 20minut, około 2700m up. A i startowało 27 bikerów i coś ponad 50 biegaczy.
Zupełnie szczerze mogę powiedzieć, że oprócz mocnego tempa kluczem do naszego zwycięstwa była znakomita nawigacja Maćka i Sabiny, ogromny szacunek dla nich - widać było doświadczenie i umiejętności, których tylko moglem się uczyć.
Musze też przyznać, że rajdy na orientacje to świetna rzecz i może w przyszłym roku wezmę udział w czymś podobnym. Planowałem jeszcze zapisać się na Odyseję Jurajską ale nic z tego nie wyszło ; )
Sobota 15 września 2012 to był świetny dzień, a "Mordownik" znakomitą imprezą.


pozdrawiam i kilka zdjęć poniżej
1.

2.

3.

4.

5.

11 edycja Bike Maratonu - Myślenice

Sobota, 1 września 2012 · Komentarze(0)
Myślałem od czego by tu zacząć i doszedłem do wniosku, że pierwszy maraton MTB będzie odpowiednim wydarzeniem. Data też OK 1 września - brzmi dumnie ; )
No więc... pod koniec sierpnia stałem się posiadaczem nowego roweru MTB Canyon Al 7.0 i tak się szczęśliwie składało, że 12km od mojego domu pan Grabek zorganizował 11 edycję Bike Maratonu. Uznałem, że to świetna możliwość sprawdzenia i roweru i siebie. Nie pozostało mi nic innego jak zapisać się, wpłacić wpisowe i 1 dnia 9 miesiąca 2012 stanąć na starcie.
Zdecydowałem się pojechać dystans MEGA (tutaj 42km). Ktoś mógłby powiedzieć, że to próba samobójcza dla gościa z nowym rowerem. Uspokajam, od 2 sezonów jeżdżę na szosówce, bez szaleństw ale 3000km rocznie przejeżdżam i po 100km nie trzeba mi podawać butli z tlenem.
Przejdźmy do rzeczy.
Trasę maratonu w dużej części znałem, bo kilka dni wcześniej z 2 znajomymi jechaliśmy jej śladami. Amatorowi nie wiele to pomoże, ale miałem przynajmniej świadomość gdzie jeszcze będę musiał zacisnąć zęby. W dniu zawodów na starcie zjawiło się 451 zawodników. To prawda liczba nie powala ale składa się na to kilka czynników.
Pierwszy (najważniejszy), w tym samym czasie w bliskiej odległości (ok. 70km), a dokładnie w Zawoi rozgrywany był Powerade Garmin MTB Marathon. Nikomu chyba nie trzeba mówić, że jednak większość Małopolan startuje w maratonach pana Golonki z racji większej ilości imprez w małopolsce i na śląsku (czyli relatywnie blisko).
Secondly, była zła pogoda, chłodno i co jakiś czas pokrapywało.
No i po trzecie, Bike Maraton zdecydowanie skupia się na dolnymśląsku co za tym idzie więcej ludzi z tego województwa walczy o generalkę i minimum liczby edycji zapewnili sobie bliżej "domu".
Jako, że był to mój pierwszy start w BikeMaratonie musiałem zająć ostatni - siódmy bodaj - sektor. Sygnał do startu i słychać dziesiątki wpinających się SPD. Wiem, że czeka nas długi asfaltowy podjazd pod Chełm (na którego szczyt nie wjeżdżamy) więc zabieram się do wyprzedzania. Wszystko idzie po moim planie, bo droga jest szeroka. Wjeżdżamy w teren, nadal jest dość szeroko więc staram się wyminąć jak największa liczbę zawodników. Szybki zjazd i rozpoczyna się prawdziwe piekło ; ) Płytowy podjazd, stromy i dość długi. Takich podjazdów w dalszej części trasy było jeszcze sporo. W końcu gdzieś trzeba było podjechać te 1500m w pionie. Na stronie organizatora pisało, że trudność to 3 w 6 stopniowej skali. Teksty zawodników mówiły ci innego, próbka "tą trójkę to chyba z dupy wyciągnął". Zjazdy nie są złe choć bardzo dużo luźnych kamieni sprawia, że miejscami trzeba sprowadzać rower. Słysze hasło, że deszcz to z każdej "trójki" zrobi "piątkę" i coś w tym jest. Tragedii nie ma ale trzeba uważać. Na trasie zaliczyłem jedną glebę i o dziwo na podjeździe ; ) Poprzeczna drewniana rynienka okazała się bardzo śliska i nie zdążyłem się wypiąć... Dojeżdżam do mety i jestem witany przez oklaskujących kibiców - bardzo miło.
Miesjce: w OPEN 84 na 241 startujących (MEGA)
w kategorii wiekowej M2 24/53
Niestety fakt przestania działania licznika zauważyłem dopiero po kilku kilometrach i nie chciało mi się już ustawiać sensora. Czas ze strony org. 3h24min10sek.
Wynik nie powala ale to był debiut, tym bardziej nie ma szału w kat. M2 ale jak sama jej nazwa wskazuje jest to ELITA i nie mam wielkich szans konkurując z kimś w sile wieku, tj. 24, 28 lat.
Podsumowując, pierwszy maraton MTB w życiu bardzo udany i jestem więcej niż zadowolony.

p.s - małą liczbę zawodników świetnie oddaje liczba zdjęć zrobionych przez BikeLife - 2940, a średnio z innych maratonów przywożą ich 6000.


poniżej kilka zdjęć,
fot. BikeLife

fot. Kasia Rokosz


serdecznie pozdrawiam i do usłyszenia ; )

zakaz kopiowania i wykorzystywania zdjęć